mecz nr 98 (590), 18 grudnia 2016

godzina 10:00, 24+24 min.

pochmurno, temp. -1°C

20
:
20
( 7
:
10 )
rzuty ( 5
:
4 ) karne

Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19

dywan, 50 m x 30 m

nawierzchnia pokryta śniegiem

NIEZIELAN

Krzysztof

Zieliński

8 bramek

8 asyst

KADŁUB

Piotr

Rytel

9 bramek

1 asysta

GREG

Grzegorz

Anielak

3 bramki

10 asyst

VS

HOŁEK

Jacek

Hołysz

4 bramki

7 asyst

KOBSON

Michał

Kobyliński

5 bramek

5 asyst

PRAWY

Rafał

Tarwacki

6 bramek

5 asyst

SIBĄ

Szymon

Wójtowicz

5 bramek

2 asysty

Przebieg I połowy meczu:

0:12'Rafał Tarwacki (po podaniu Michała Kobylińskiego)
1:13'Krzysztof Zieliński (po podaniu Grzegorza Anielaka)
1:24'Jacek Hołysz (po podaniu Michała Kobylińskiego)
2:25'Krzysztof Zieliński
2:36'Rafał Tarwacki (po podaniu Jacka Hołysza)
2:47'Michał Kobyliński (po podaniu Rafała Tarwackiego)
2:58'Szymon Wójtowicz (po podaniu Rafała Tarwackiego)
3:59'Piotr Rytel (po podaniu Krzysztofa Zielińskiego)
4:510'Grzegorz Anielak (po podaniu Krzysztofa Zielińskiego)
4:612'Szymon Wójtowicz (po podaniu Michała Kobylińskiego)
5:613'Krzysztof Zieliński (po podaniu Grzegorza Anielaka)
5:714'Rafał Tarwacki (po podaniu Szymona Wójtowicza)
6:715'Piotr Rytel (po podaniu Krzysztofa Zielińskiego)
7:716'Piotr Rytel (po podaniu Krzysztofa Zielińskiego)
7:817'Szymon Wójtowicz (po podaniu Jacka Hołysza)
7:921'Rafał Tarwacki (po podaniu Szymona Wójtowicza)
7:1023'Michał Kobyliński (po podaniu Jacka Hołysza)
Przebieg serii rzutów karnych:
Krzysztof ZielińskiRafał Tarwacki
Grzegorz AnielakMichał Kobyliński
Piotr RytelSzymon Wójtowicz
Krzysztof ZielińskiJacek Hołysz
Grzegorz AnielakRafał Tarwacki

Zobacz statystyki po tym meczu

Autorem relacji z meczu jest Jacek Hołysz:

Dziewięćdziesiąty ósmy mecz sezonu 2016 odbył się dzięki determinacji jego siedmiu uczestników, którzy chcieli zakończyć ten sezon radosnym spotkaniem pełnym bramek, na luzie i bez stresu. Poprzedni, poranny mecz był bowiem meczem o stawkę – Greg rywalizował z Prawym o srebrny medal (zawodnicy dostali prawo wybrania sobie składów – Greg użył do tego aplikacji, nad którą od dawna pracował!), Hołek liczył na potknięcie Kuby, Niezielan łudził się szansami na awans do pierwszej dziesiątki. Po porannym meczu było już jednak wiadomo, że Prawy obroni drugie miejsce, Hołek będzie siódmy, a grono medalistów zamknie Bart. Nie znaczyło to oczywiście, że drugi mecz był o pietruszkę – Hołek cieszył się z wyśrubowania rekordu meczów w sezonie, Niezielan liczył na powiększenie bramkowej przewagi w rankingu strzelców wszech czasów, Kadłub chciał dołożyć do swojego rekordowego dorobku strzeleckiego w tym sezonie kolejne gole. I chyba tylko Greg łudził się, że może jakimś cudem uda mu się przegonić Prawego. Jednocześnie można było się spodziewać, że na dużym boisku przyprószonym śniegiem trzyosobowej drużynie łatwo nie będzie, choć z drugiej strony Hołek i Prawy mieli jeszcze w pamięci łomot sprzed kilku tygodni, jaki dostali od Grega i Kadłuba, gdy ci pierwsi grali na tym boisku w drużynie czteroosobowej, a ci drudzy we trzech. No ale wtedy nie było jeszcze śniegu…

Sam mecz miał dość klasyczny, latoligowy przebieg. Przed pierwszym gwizdkiem protestował Niezielan (tym razem nie podobały mu się zasady narzucone przez kolegów, czyli zakaz przekraczania połowy przez bramkarza czteroosobowej drużyny, zakaz strzelania zza połowy dla obu drużyn); jedna z drużyn (zieloni) miała świetny początek, po którym rywale zmienili taktykę na mądrzejszą, ale o której to taktyce potem zapomnieli, przez co w pewnym momencie czerwoni mieli aż sześciobramkową stratę do zielonych. Potem przegrywający zespół przypomniał sobie o wcześniejszej taktyce i ją udoskonalił, dzięki czemu na kilka minut przed upływem regulaminowego czasu czerwonym udało się nawiązać bramkowy kontakt z rywalami. Ot mecz jak mecz, ale końcówka… Ach, ta końcówka!

Otóż gdy na tablicy wyników (czyli magicznej karteczce Hołka) utrzymywał się wynik 19:20 i upłynął regulaminowy czas gry, organizator rozgrywek ogłosił, że zamierza doliczyć jeszcze trzy minuty. Rywale zaproponowali, by doliczyć tego czasu więcej, ale Hołek sceptycznie odnosił się do tego pomysłu, bo oznaczało to ryzyko przegrania meczu przez jego kolegów z drużyny po ewentualnych karnych. Jednak chwilę później to właśnie Hołek stanął przed szansą zakończenia tego sezonu golem, po którym czerwoni by się już nie podnieśli. Dzięki lepszej przyczepności swoich butów przejął zbyt lekkie podanie Grega do ślizgającego się Kadłuba i pobędził samotnie na bramkę rywali. Zamiast jednak strzelić z bezpiecznego juz dystansu, zaczął zastanawiać się, w jaki sposób najefektowniej pożegnać się z tegorocznymi rozgrywkami – wbiec z futbolówką do bramki czy wbić ją głową po szczupaku na pokrytej cienką warstwą śniegu murawie? Gdy zdecydował się na ten pierwszy sposób i znalazł się już metr od bramki, przed jego oczami mignęła mu czerwona plama latoligowej koszulki, a zawodnik padł jak długi. Okazało się bowiem, że za Hołkiem pobiegł Greg, który mimo pozornej beznadziejności sytuacji postanowił do końca walczyć o srebrny medal. Spektakularnym i (prawdopodobnie) czystym wślizgiem nie tylko wybił niespodziewającemu się zagrożenia Hołkowi piłkę tuż przed linią bramkową, ale i nabił nią rywala!

Prezes Lawy, po ocknięciu się z szoku, postanowił nagrodzić waleczność rywali przedłużeniem meczu do kolejnej bramki, niezależnie od tego, która drużyna ją zdobędzie i ile czasu jej to zajmie. Czerwoni przyjęli tę decyzję z radością, a zieloni nie protestowali, bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że to ostatnie minuty rekordowego sezonu i warto się nim nacieszyć jak najdłużej. W ten oto sposób doszło do najbardziej spektakularnej końcówki meczu w historii Lawy – czerwoni wściekle walczyli o wyrównującego gola, zieloni bronili się całym zespołem i liczyli na decydującą kontrę. Ostatnia akcja tego meczu trwała kilka minut! Koncentrowała się ona w polu karnym zielonych, którzy desperacko walczyli o utrzymanie prowadzenia. Cuda na bramce wyczyniał Prawy, piłkę z linii bramkowej wybijał Hołek, Sibą wsadzał nogę między czarujące dryblingiem stopy przeciwników, a Kobson oddalał zagrożenie agresywnym pressingiem. Jednak Greg, Kadłub i Niezielan po wyczynie tego pierwszego poczuli siłę i wiedzieli, że skoro nie przegrali po takim sprincie Hołka, to tego meczu nie mogą przegrać w ogóle. I męczyli przeważających liczebnie rywali tak długo, aż przeciwnicy nie wytrzymali – Hołek nie dał rady przeciąć idealnego tym razem podania od Grega do Kadłuba, ze zmęczenia nie zdołał też rywala dogonić, a tegoroczny mistrz podanie od tegorocznego brązowego medalisty zamienił na ostatniego gola sezonu, posyłając piłkę obok wicemistrza – Prawego. Mistrzowska akcja mistrzowskiej końcówki, która trwała aż… 14 minut!

A przecież to nie był jeszcze koniec emocji! Zawodników obu drużyn czekały jeszcze rzuty karne, które miały wyłonić zwycięzców. W bramkach stanęli Prawy i Greg, którzy nawet w sytuacji, gdy teoretycznie wszystko już było rozstrzygnięte w rankingach, walczyli ze sobą o srebrny medal. Ze wszystkich egzekutorów pomylił się tylko Kobson – wygrana przypadła więc drużynie czerwonych. Zasadniczo dla nikogo nie miało to już jednak znaczenia – wszyscy żyli jeszcze emocjami z ostatniego kwadransa, a zadowolenie ze statystyk przyszło chyba dopiero wraz z aktualizacją strony Lawy po tym meczu, bo po takiej końcówce chyba nikt (poza Niezielanem) nie pamiętał swoich (w większości przypadków, bardzo okazałych) meczowych liczb. Oby takich meczów, takich końcówek i takich wyników było jak najwięcej w nadchodzącym sezonie 2017!

0 min.
24
48

3 zdjęcia (kliknij miniaturkę, aby je wyświetlić)