mecz nr 57 (375), 14 września 2014
godzina 8:00, 40+40 min.
pochmurno, temp. 25°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
dywan, 50 m x 30 m
sucha nawierzchnia
Z powodu tradycyjnej już nieobecności Hołka mecz został poprowadzony przez Krzycha, któremu obowiązki zawodowe uniemożliwiły jednak napisanie pełnej relacji ze spotkania. W związku z tym prezes Lawy podjął się przygotowania krótkiego sprawozdania z meczu, którego nie widział na oczy:
Na pięćdziesiąte siódme spotkanie w sezonie nikt się nie spóźnił, co pozwoliło Krzychowi podtrzymać doskonałą serię meczów, na które wszyscy przybywają punktualnie, prawdopodobnie ze strachu przed gniewem organizatora pomocniczego. Zanim zostały wybrane składy, odbyło się głosowanie, na którym boisku przy ul. Siemieńskiego zaledwie dziewięciu zawodników ma wystąpić. Jak zwykle wygrało duże boisko, tym razem zdecydowaną większością głosów, bowiem na boisku bocznym grać chcieli tylko Krzychu i Stefan. Po wyborze boiska przyszedł czas na ustalenie składów drużyn – pierwotny pomysł, by w czteroosobowym zespole zagrali ze sobą Stefan i Norbert, został dość szybko odrzucony przez obu zainteresowanych. Po kilkuminutowej dyskusji udało się wybrać takie drużyny, aby wszyscy uczestnicy spotkania byli w miarę zadowoleni z zespołów, do których trafili.
Sam mecz był bardzo wyrównany, choć pierwsza połowa obfitowała raczej w serie strzelanych goli niż wymianę pojedynczych ciosów. Przebieg meczu zależał bowiem od tego, kto w danym momencie stał w poszczególnych drużynach między słupkami i nie mógł wzmacniać/osłabiać kolegów w polu. Wydawało się jednak, że to zieloni będą w tym spotkaniu górą, i to mimo gry w osłabieniu liczebnym. Dysponowali po prostu bardzo wyrównanym składem, a każdy z zawodników miał taki sam potencjał do zdobywania bramek.
Każdy uczestnik meczów 4 vs. 5 wie jednak, że drużyny pięcioosobowe nie powinny zrażać się prowadzeniem rywali, ci bowiem słabną przeważnie pod koniec meczu i stają się wtedy bezbronni. Nie inaczej było i tym razem – Krzychowi, Kubie, Nacho i Norbertowi zabrakło w ostatnich minutach sił, co skutkowało niedokładnymi podaniami i niezbyt dynamicznymi powrotami pod własne pole karne. Czerwoni zwietrzyli swoją szansę, a do zwycięstwa poprowadził ich Legee, który swoją skutecznością w golach i asystach przyćmił nawet Stefana. Gola dołożyli również teoretycznie najsłabsi na boisku Bakster i Kucharz, co tylko pokazuje, jak bardzo zmęczeni musieli być ich rywale tuż przed końcowym gwizdkiem.
To było ostatnie spotkanie z serii wakacyjnych meczów, których nie prowadził Hołek. W tym sezonie prezes Lawy aż 9 razy korzystał z pomocy kolegów, sam bowiem nie mógł angażować się w Lawę z powodu weekendowych wyjazdów w rodzinne strony. I choć zastępcy doskonale wywiązali się ze swoich obowiązków, w Lawie wyraźnie było czuć brak jej ojca, który pozostawił swoich podopiecznych pod cudzą opieką. Oby wraz z powrotem Hołka wróciła również wysoka frekwencja, która pozwoli rozegrać ilość meczów wystarczającą do pobicia rekordu wszech czasów, nie tylko warszawskiej, ale i stalowowolskiej edycji Latoligi.