mecz nr 11 (329), 16 lutego 2014
godzina 10:30, 21+30 min.
słonecznie, temp. 11°C
LO Nr 27, ul. Polna 5
dywan, 40 m x 20 m
sucha nawierzchnia
Po porannym meczu w Parku Polińskiego pięciu zawodników niemal natychmiast zadeklarowało gotowość do występu w kolejnym spotkaniu. Aby jednak mecz mógł dojść do skutku, potrzebny był jeszcze jeden gracz. Ostatecznie na występ zgodził się Niezielan, choć postawił dwa warunki – występ w jednej drużynie z Usulem oraz gwarancja podwiezienia pod dom. Organizator zaakceptował tę propozycję i cała szóstka udała się na boisko przy ul. Polnej. A to, w porównaniu z poprzednim tygodniem, zmieniło się nie do poznania. Nigdzie nie zalegał już śnieg, nie było również śladu po kałużach. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami skład czerwonych oparto na duecie Niezielan/Usul i by zieloni mieli szanse, dwójkę tę trzeba było „osłabić” Heńkiem, bowiem liderzy czerwonych świetnie zaprezentowali się kilkadziesiąt minut wcześniej w meczu na Szaserów. Z kolei w drużynie zielonych na lidera typowany był Legee, którego plan na to spotkanie był prosty – strzelić co najmniej dwanaście bramek. Koledzy z drużyny mieli mu tylko asystować.
Mecz rozpoczął się od szokująco dobrej współpracy Hołka i Baby. Prezes rozgrywek w kilka minut idealnie wykończył trzy podania kolegi, a przeciwnicy zbytnio mu w tym nie przeszkadzali, prawdopodobnie nie spodziewając się większego zagrożenia. Sami jednak długo pracowali na gola, bo Niezielan biegał ospale, a Usula bolały wszystkie mięśnie. Mimo prowadzenia nieco zawiedziony był Legee, który nie potrafił wykazać się skutecznością z poprzedniego meczu.
W drugiej połowie Hołek najwyraźniej zorientował się, że rywale mają gorszy dzień, bowiem zaczął szaleć we wszystkich formacjach. I nawet gdy chciał asystować Babie, ten oddawał piłkę, która po strzałach organizatora zaskakująco często wpadała do bramki czerwonych. Wydawało się, że przegrywający zespół poddał już to spotkanie, lecz im pewniej czuli się zieloni, tym szybciej czerwoni odrabiali straty. Kilka minut przed końcowym gwizdkiem zwycięstwo zielonych było realnie zagrożone, bo ich sześciobramkowa przewaga stopniała do jednego oczka, a czerwoni mieli pośredni rzut wolny, po którym domagali się nawet karnego. W odpowiedzi Hołek pobił jednak swój strzelecki rekord w historii występów w Lawie i po kontuzji Heńka zakończył mecz. Po spotkaniu organizator stanął jeszcze między słupkami i obronił nieoficjalnego karnego podyktowanego honorowo za kontrowersyjną sytuację, której interpretacja podzieliła zawodników obu drużyn.