1001 dni... Tyle trwała przerwa między poprzednim meczem Lawy, który był jednocześnie ostatnim rankingowym spotkaniem rozgrywek, a meczem nr 1001, który był spotkaniem towarzyskim. Pretekstem do występu latoligowych graczy na boisku była ceremonia wręczenia nagród dla najlepszych zawodników Latoligi Warszawskiej, która odbyła się dzień wcześniej w mieszkaniu prezesa Lawy, Hołka. Wydarzenie to było pożegnaniem graczy z tą miejscówką, w której nagrody wręczano kilkanaście razy - było to również pożegnanie z nagrodami. Mecz towarzyski był natomiast pierwszym z serii spotkań, które Hołek zamierza organizować w przyszłości.

Sama ceremonia była tak udana i skończyła się na tyle późno, że zaledwie 5 z 11 jej uczestników przybyło na mecz nr 1001. Resztę składu uzupełnili zawodnicy, którzy albo brali udział w meczu nr 1000 (Nacho, Piętas, Szczepan) albo w Lawie nie występowali od dawna (Szadi w 2017 roku) lub bardzo dawna (Walkman w sezonie 2011!). Dwaj ostatni żałowali, że nie wzięli udziału w ostatnim oficjalnym meczu rozgrywek, więc gdy po kilkuletniej przerwie nadarzyła się okazja do występu w latoligowych barwach, nie zastanawiali się ani chwili. Obaj zresztą regularnie grywali w pierwszym sezonie Lawy w 2008 roku, właśnie na Koncertowej 4.

A na ursynowskie boisko gracze Lawy zawitali trochę przez przypadek. Hołek chciał ten mecz rozegrać na boisku SP nr 46, na którym Lawa się zaczęła. Wobec braku możliwości zarezerwowania tam boiska, prezes Lawy zaklepał więc na 8:00 boisko Warszawianki, gdzie w grudniu 2022 roku odbył się mecz nr 1000. Dwa dni przed spotkaniem okazało się jednak, że z przyczyn technicznych wszystkie rezerwacje boisk na tym obiekcie zostały anulowane. Hołek musiał błyskawicznie poszukać innej miejscówki i znalazł wolny termin na Arenie Futbolu. Z tego przypadku można uczynić tradycję, bo skoro w pierwszy towarzyski mecz Lawy po zawieszeniu rozgrywek odbył się tam, gdzie rozegrano najwięcej meczów sezonu 2008, w 2026 roku Latoliga Warszawska powinna zagrać na boisku przy ul. Wawelskiej, gdzie grywała najczęściej w sezonie 2009.

Uczestników meczu nr 1001 przywitały chmury i zaledwie kilkanaście stopni ciepła. Na rozgrzewkę było jednak dużo czasu, bo spóźnienia zaliczyli kluczowi dla odbycia się tego meczu Greg oraz Legee - to oni przynieśli m.in. piłkę i rękawice bramkarskie. Najdłużej rozgrzewał się Krzychu, który zarówno na ceremonię jak i ten mecz przybył specjalnie ze Stalowej Woli, gdzie obecnie mieszka. Jego forma, tak jak i forma większości graczy była dla Hołka zagadką. Na dodatek okazało się, że brakuje zielonych koszulek z numerem "0", co dodatkowo skomplikowało tworzenie składów. Jako że mecz nie był jednak rankingowy, prezes Lawy dobrał sobie do drużyny zawodników, z którymi często grywał w 2008 roku. I choć nie zagrali oni poniżej jego oczekiwań, to dużo poniżej nich zagrał sam Hołek. Forma fizyczna zaskoczyła go co prawda pozytywnie, ale liczba zepsutych przez niego akcji drużyny czerwonych była zatrważająca. Kwintesencją tego słabego występu była sytuacja, w której Hołek odebrał Walkmanowi szansę na jego jedynego w tym meczu gola, wcielając się w rolę obrońcy zielonych i wybijając piłkę zmierzającą do siatki. Efektem tej nieporadności była wysoka przewaga czerwonych, którzy na początku drugiej połowy wypracowali sobie aż ośmiobramkową przewagę. Sytuację uratowało pojawienie się na boisku rodziny Kobylińskich. Kobson, mimo kontuzji, zgodził się stanąć między słupkami bramki zielonych, a jego syn, na co dzień gracz Rakovii, dołączył do czerwonych. Zmiany te dały przegrywającej drużynie nie tylko stabilizację na bramce, ale i więcej polotu w ataku, dzięki czemu straty udało się zmniejszyć o połowę. I choć spotkanie nie było tak zacięte i udane jak mecz nr 1000, większość zawodników ucieszyła się z możliwości ponownego występu w koszulce Latoligi Warszawskiej.