mecz nr 1, 6 stycznia 2012
godzina 8:00, 47+47 min.
pochmurno, temp. 1°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
nawierzchnia pokryta śniegiem
Dokładnie 19 dni trwała świąteczna przerwa pomiędzy ostatnim meczem sezonu 2011 a pierwszym spotkaniem sezonu 2012. Teoretycznie inauguracyjne spotkanie można było rozegrać już 1-go stycznia, ale Hołek odpuścił sobie organizowanie meczu, na który i tak nikt nie byłby w stanie dotrzeć o własnych siłach, a co dopiero grać w piłkę. Kolejnym terminem byłaby normalnie następna niedziela, ale okazja do rozpoczęcia nowego sezonu przytrafiła się już dwa dni wcześniej - od tego roku 6 stycznia jest dniem wolnym od pracy i organizator postanowił z tego skorzystać.
Inauguracja nie była co prawda tak spektakularna jak rok wcześniej (wtedy grano wieczorem, przy sztucznym świetle), ale mało kto zamieniłby chyba pierwszy mecz sezonu 2012 na spotkanie rozgrywane rok wcześniej. Tamta inauguracja odbywała się bowiem w mrozie, na mocno zaśnieżonym i oblodzonym boisku przy Melodyjnej. Za to teraz udało się otworzyć rok na ulubionym obiekcie latoligowców przy Wawelskiej. Wszystko dzięki pogodzie, która z jednej strony jest wciąż na tyle dobra, by boisko III Ogrodu Jordanowskiego wciąż było udostępniane chętnym do gry (wymagana jest dodatnia temperatura), a jednocześnie na tyle zła, że chętnych do rezerwacji obiektu nie ma zbyt wielu. 11 zawodnikom, którzy zadeklarowali udział w inauguracyjnym meczu, musiały jednak mocno zrzednąć miny, gdy po smsowej pobudce wyjrzeli za okno. Przez całą noc padał deszcz, a kilkadziesiąt minut przed spotkaniem zaczął sypać śnieg. Było jednak zbyt ciepło, by mógł się utrzymać, więc rozegranie meczu przy Wawelskiej ani przez chwilę nie było zagrożone - tym bardziej, że nikt nie odwołał swojego udziału. Tradycyjnie od punktów karnych sezon rozpoczął Grzesiu, który jako jedyny spóźnił się na mecz. Los pokarał go za ten występek - zawodnik po spotkaniu nie mógł otworzyć auta i do domu musiał wrócić z kolegami.
Hołek był zdziwiony szybką akceptacją niedopracowanej propozycji składów przez zielonych - na papierze wydawali się trochę słabsi. Po pierwszym kwadransie słabsi wydawali się również w praktyce - kiepsko radzili sobie z liczebną przewagą rywali. Ale końcówka drugiej połowy należała do nich. Spory udział w przegoneniu rywali przez zielonych miała fatalna postawa Hołka i Bakstera na bramce. Każdy zaliczył po co najmniej jednym farfoclu, a i pozostałe bramki częściowo obciążały ich konta. Czerwoni wiedzieli więc, że wygraną zapewni im tylko uzyskanie wysokiej przewagi w pierwszej części drugiej połowy, zanim najsłabsze ogniwa ich zespołu staną między słupkami. Świetną formą strzelecką błysnął Niezielan, który wśród swoich siedmiu trafień miał dwa szczególnej urody - z połowy boiska oraz piętką z pola karnego. W obu tych sytuacjach asystował mu Kadłub, który tego dnia świetnie dogrywał kolegom - dziewięć asyst pozwala mu realnie myśleć o szklanym trofeum na koniec sezonu. Rozkręcił się też Mikuś, który w przerwie zamienił dresy na krótkie spodenki, co wyraźnie zmotywowało go do lepszej gry. W końcówce Hołek i Bakster znowu nie błyszczeli jako bramkarze, ale ich koledzy wypracowali tak wielką przewagę nad zmęczonymi rywalami, że czerwoni bez problemu odnieśli zwycięstwo.