mecz nr 29, 3 lipca 2011
godzina 8:00, 49+42 min.
pochmurno, temp. 13°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
mokra nawierzchnia
Pierwszy mecz lipca odbył się w paskudnych warunkach atmosferycznych. Temperatura spadła do zaledwie 13 stopni, a murawa była nasiąknięta wodą, która lała się z nieba przez kilkanaście godzin przed rozpoczęciem meczu. Po pierwszym gwizdku opady nie ustały, wręcz przeciwnie, nasiliły się. Deszcz nie odstraszył jednak żadnego zawodnika, na boisko przy Wawelskiej przybyło 11 z 12 powołanych na spotkanie, zabrakło jedynie Kołodzieja, który zaspał, a na dodatek miał telefon poza zasęgiem sieci i organizator nie był w stanie obudzić gracza.
W spotkaniu nie wystąpił Hołek, który z powodu kontuzji będzie przez jakiś czas pauzować. Organizator pojawił się jednak na Wawelskiej, by fotografować poczynania swoich kolegów, choć pogoda nieco utrudniła mu zadanie. Z kolei brak kontaktu z Kołodziejem utrudnił stworzenie składów, bo nie było wiadomo, czy zawodnik pojawi się na boisku i ile osób znajdzie się ostatecznie w składach drużyn. Na dodatek nie sposób było znaleźć dwóch graczy, którzy mogliby wybrać składy zespołów. Ostatecznie Hołek postanowił oprzeć osłabiony liczebnie skład czerwonych na najważniejszych zawodnikach spotkania sprzed tygodnia. Liczył, że Andrew, Usul i Piętas, którzy rozgromili poprzednio rywali, będą w stanie udowodnić swoją siłę w starciu z nieszczęśliwym Niezielanem, Nowakiem bez piłkarskich butów czy nienarzekającym na nic Zbychem.
Kluczowe role mające wpływ na ostateczny wynik spotkania mieli jednak tego dnia gracze, po których organizator nie spodziewał się za wiele. Skutecznością w ofensywie popisał się m.in. Uoles, który po kilku tygodniach bramkowej posuchy zaliczył aż pięć trafień, w tym dwa głową. Pozytywnie trzeba też ocenić występ Szadiego, który mimo sporego zaangażowania w defensywę potrafił zdobyć aż cztery bramki, w tym dwie całkiem kuriozalne.
Czerwonym od początku wyraźnie brakowało jednego zawodnika, ale dzielnie walczyli o jak najlepszy wynik i nie pozwalali rywalom odskoczyć na więcej niż 3 trafienia. W drugiej połowie byli w stanie nawet wyrównać, wykorzystując proste błędy defensywy zielonych. Ci postanowili jednak w tym momencie przyspieszyć i strzelili aż sześć goli z rzędu, co ustawiło mecz. Czerwonym została już tylko gra o honor, ale szkoda, że nie wykorzystali większej liczby dogodnych sytuacji, które sobie stworzyli. Prawdopodobnie zabrakło im sił na obieganie szybkich rywali.
Choć w rzęsistym deszczu każdy z graczy popełniał drobne błędy, występy wszystkich zawodników należy ocenić bardzo pozytywnie - w tym meczu właściwie nikt nie zawiódł, a niektórzy pozytywnie zaskoczyli. Brawa należą się wszystkim za determinację i wolę walki mimo niesprzyjających warunków. Nie ma jednak co narzekać na pogodę, zawodnicy Lawy nie grali w deszczu od kilkunastu miesięcy. Wszyscy trzymają jednak kciuki za nieco lepszą aurę w pozostałych meczach lipca, co pozwoli nacieszyć się rezerwacją boiska przy Wawelskiej.