mecz nr 22, 22 maja 2011
godzina 8:00, 42+42 min.
słonecznie, temp. 22°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Zapowiadany na sobotę koniec świata na szczęście nie miał miejsca i dwudziesty drugi mecz Lawy mógł się odbyć zgodnie z planem. Liczba 22 pojawiła się w kontekście tego meczu jeszcze dwukrotnie - spotkanie rozegrano 22 maja, a gdy zawodnicy wchodzili na boisko, temperatura wynosiła 22 stopnie. To był najcieplejszy poranek sezonu 2011 i zawodnicy spodziewali się, że letnie wręcz warunki wpłyną na widowiskowość meczu. I rzeczywiście, pierwsze minuty spotkania to gra w chodzonego, a nie piłkę nożną. Akcje były rozgrywane leniwie, powoli, większość graczy chyba jeszcze drzemała po nocnych walkach bokserskich.
W każdej z drużyn zagrali zawodnicy, którzy już od dawna nie gościli na lawowych boiskach. Buczek miał na swoim koncie ponad półroczną przerwę w grze, Zbychu zaś pauzował prawie rok. Forma zawodników była niewiadomą, ale organizator liczył na dobre występy tych graczy - każdy z nich w swoich ostatnich meczach w Lawie dostał gwiazdkę za swoją grę.
Pierwszego gola zdobyli czerwoni i spotkanie nabrało wtedy rumieńców. Wygrywający zespół kontynuował strzelanie przez kilka minut, głównie za sprawą fatalnej gry Hołka, który dwukrotnie podał piłkę swoim rywalom zamiast kolegom z zespołu. Ci zaś nie potrafili przebić się przez szczelną obronę czerwonych, którzy momentami bronili się na swojej połowie całą drużyną.
W końcu jednak Zbychu przypomniał sobie, jak się gra w piłkę nożną, Legee pozazdrościł mu eksplozji formy, a Nowak postanowił nie odstawać. Trzy strzelone z rzędu bramki dały zielonym nadzieję, że nie poniosą sromotnej porażki. Czerwoni szybko jednak odpowiedzieli na te trafienia i było jasne, że nie wystarczy dużo strzelać, trzeba się też dobrze bronić. Przegrywający zespół zmienił więc taktykę - przestał angażować wszystkie siły w ofensywie i dbał o to, by w obronie zostawało zawsze przynajmniej dwóch graczy. Strategia ta zaczęła przynosić plony po trzydziestej minucie - seria siedmiu kolejnych trafień pozwoliła zielonym odrobić straty i wyjść w drugiej połowie na prowadzenie. Krzychu i Płaszczka świetnie zabezpieczali tyły, na dodatek czerwoni popełniali coraz więcej błędów. Nienajlepszy występ zanotował Knopiq, zupełnie bezbarwny był tego dnia Uoles, a i pozostali zawodnicy nie błyszczeli i nie wykorzystywali świetnych sytuacji. Za dużo ich jednak nie mieli, obrońcy zielonych nie pozwalali im na wiele.
Mecz namieszał w statystykach - aż ośmiu zawodników z pierwszej dziesiątki zanotowało spadki lub awanse w rankingu karmazynowym. Największe szanse na mistrzostwo wciąż ma Andrew, ale grupa pościgowa jest bardzo liczna i chyba nikt nie podjąłby się teraz wytypowania składu podium po sezonie 2011, który nie jest jeszcze przecież nawet na półmetku.