mecz nr 51, 4 listopada 2012
godzina 8:00, 45+45 min.
pochmurno, temp. 8°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Po trzytygodniowej przerwie zawodnicy Lawy wrócili na boisko przy Wawelskiej. Śnieg stopniał, po zeszłotygodniowym ataku zimy nie było już śladu. Ponieważ jednak pierwsza niedziela listopada była jednocześnie ostatnim dniem długiego weekendu świątecznego, wielu etatowych graczy wyjechało ze stolicy. Jedenastu chętnych do gry liczyło więc na to, że przy niskiej frekwencji i nieobecności wielu klasowych zawodników uda się wypracować dobre statystyki.
Przebieg początkowej fazy meczu pokazał jednak, że Hołek nieco się pomylił w ocenie potencjału poszczególnych drużyn. Mimo gry w przewadze zieloni mieli spore problemy z utrzymaniem się przy piłce oraz powstrzymaniem ataków rywali. Gdyby nie świetne interwencje Nacho na bramce, przegrywaliby już w pierwszych minutach. Długo nie dali rady jednak naporowi rywali i zaczęli seryjnie tracić gole. Bramkarze zielonych dwoili się i troili, ale niewiele mogli poradzić na błędy defensorów. Czerwoni imponowali szybkością, zwrotnością i dokładnością w grze kombinacyjnej. Dzięki temu już w pierwszej połowie odebrali zielonym nadzieję na zwycięstwo. Pociechą przegrywającej drużyny było piękne trafienie Niezielana bezpośrednio z rzutu wolnego.
Na drugą połowię zieloni wyszli zresetowani i zaczęli grać zdecydowanie lepiej. Niezielan brylował w ataku, rywale zaś mieli problemy ze skutecznością. Zieloni co prawda nie dominowali, ale udało im się zmniejszyć stratę z ośmiu do czterech trafień i wydawało się, że doprowadzenie do remisu jest w ich zasięgu. Wciąż brakowało im jednak dokładności (Hołek, Kucharz, Ryku) i skuteczności (Kitek, Nacho, Niezielan), a czerwoni wzięli się w garść i głównie dzięki fantastycznej grze Stefana w ataku bez problemu utrzymali swoją przewagę. Stefan nie miał jednak łatwego życia, bo tego dnia na jego nogi polował wyjątkowo zaciekle Ryku. Gracz solidnie pracował na kolejną na swoim koncie karę i należała mu się ona najpóźniej wtedy, gdy ręką złapał nogę Stefana wychodzącego na czystą pozycję. Ten kuriozalny manewr tak jednak rozśmieszył latoligowców, że pozwolili Rykowi zostać na boisku. Defensor zielonych musi jednak uspokoić swoją grę, bo następnym razem sędziowie mogą być mniej pobłażliwi.